Autor Siatecki to polski prozaik, publicysta, reportażysta oraz autor słuchowisk. Ukończył Wyższą Szkołę Rolniczą w Szczecinie, kształcił się również na Uniwersytecie Hohenheim w Stuttgarcie. Zadebiutował w 1969 roku opowiadaniem w „Wiadomościach Zachodnich”.
Przyjęcie w Jodłowie zostaje zakłócone przez niespodziewane pojawienie się dwóch
strażniczek leśnych. Profesor inżynierii biomedycznej Bogusław Witkowski, u
którego odbywa się mocno zakrapiana impreza urodzinowa, wraz ze swoimi
przyjaciółmi, wśród których jest również dziennikarz śledczy Daniel Jung,
zostaje wylegitymowany i ukarany mandatem za rozpalenie ogniska na terenie lasu,
gdzie znajduje się jego domek letniskowy. Kilka dni po tym incydencie w
mieszkaniu profesora Witkowskiego w Zielonej Górze znalezione zostają zwłoki
jego gosposi. Sprawę przejmuje miejscowa policja na czele z komisarzem Jackiem
Syskim. Śledztwo komplikuje się jeszcze bardziej, gdy bez śladu znika profesor
Witkowski, a w mieszkaniach jego przyjaciół, z którymi świętował urodziny,
dochodzi do licznych włamań. Jakby tego było mało, jeszcze więcej pracy
śledczym przysparzają kolejne brutalne morderstwa, których ofiarami są osoby
bliskie profesorowi Witkowskiemu. Czy gosposia musiała zginąć? Była celem, czy
może sprawca natknął się na nią przypadkiem i postanowił ją zlikwidować? Gdzie
jest profesor Witkowski i czy ma coś wspólnego z jej śmiercią? Dlaczego ktoś
włamuje się do mieszkań? I dlaczego, u licha, umierają kolejne osoby?
„Zaproszenie na śmierć” jest czwartą częścią serii o dziennikarzu śledczym Danielu Jungu. Nie miałam okazji przeczytać poprzednich tomów, jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Alfreda Siateckiego. Być może bohaterowie tej powieści pojawiają się w poprzednich książkach, jeśli tak jest, to na pewno czytelnikowi łatwiej jest orientować się w tym wielkim gronie postaci, które wykreował autor. Ja czułam się zagubiona, ilość bohaterów mnie przytłoczyła. Trudno było mi zapamiętać, kto jest kim. Wielu czytelników podnosiło ten zarzut w swoich recenzjach i niestety ja do nich dołączyłam. Oczywiście najnowszą powieść Siateckiego można potraktować jako odrębną książkę i przeczytać ją bez znajomości poprzednich, trzeba jednak liczyć się z tym, że liczba bohaterów jest porażająca. Na plus jest jednak to, że autor każdego z nich przedstawia na pierwszych stronach powieści. Najbardziej zapamiętałam dwóch bezdomnych mężczyzn, którzy ukrywali się w ziemiance pośrodku lasu. Nie są to główni bohaterowie, ale chyba z tych wszystkich, którzy pojawili się na kartach tej książki, wyróżniali się najmocniej, najlepiej zapadali w pamięć.
Obok licznych bohaterów pojawia się też ogromna ilość miejsc. Autor co chwilę przeskakuje za naszą zachodnią granicę, więc część wydarzeń rozgrywa się w Polsce, a część w Niemczech. A jeśli o miejscach mowa, to mam kolejne zastrzeżenie. Alfred Siatecki w podziękowaniach zamieszczonych na końcu książki pisze, że „Zaproszenie na śmierć” jest fikcją, akcja powieści toczy się w zmyślonych miejscach, które jednak mają dużo wspólnego z rzeczywistymi. W większości z nich autor nigdy nie był, ale chciał, by wyglądały realistycznie i wiarygodnie. Na końcu stawia pytanie: „Czy to mi się udało?”. Pozwoli Pan, że odpowiem. Nie, nie udało się. Krew mnie zalewała za każdym razem, gdy widziałam nazwę Zielonagóra zamiast Zielona Góra i Przylepa zamiast Przylep. W Zielonej Górze byłam, mam tam przyjaciół. Mam też przyjaciółkę pochodzącą z Przylepu (nie Przylepy). I gdy zdezorientowana zapytałam się ich o poprawną formę, sami poczuli się dotknięci tym Pana zabiegiem literackim, niestety niezbyt trafnie użytym. Jeśli chciał Pan pójść w fikcję, trzeba było wymyślić własne nazwy miejscowości. Jeśli chciał Pan zachować realizm, należało pozostać przy nazwach prawdziwych. Do ostatniej strony tej powieści, nie wiedziałam, czy mam do czynienia z okropnym błędem, czy z okrutnym żartem. Miejsca wydały się jednak bliższe rzeczywistości niż fikcji. W Zielonej Górze naprawdę istnieje centrum handlowe Focus, w pobliżu Zielonej Góry jest też jezioro Łagowskie. Nazw ulic nie mogłam zweryfikować, bo na tyle Zielonej Góry nie znam.
Akcja powieści toczy się powoli, przyspiesza dopiero pod koniec książki. Autorowi nie udało się zbudować napięcia charakterystycznego dla tego typu powieści, mimo że wplótł w fabułę sporo intryg. Zwroty akcji nie były spektakularne. Dobrze, że chociaż zakończenie zaskakuje czytelnika i warto do niego dobrnąć.
Styl Alfreda Siateckiego oceniam na wysokim poziomie. Widać, że autor ma na swoim koncie wiele książek. Potrafi umiejętnie prowadzić dialogi między swoimi bohaterami, powieść wzbogaca barwnymi opisami. Chociaż mamy do czynienia z kryminałem, przedstawiony obraz wydarzeń nie jest krwawy i brutalny.
„Zaproszenie na śmierć” to kolejna odsłona serii z dziennikarzem śledczym Danielem Jungiem. Poprawny kryminał, mimo kilku niedociągnięć, które postanowiłam szerzej opisać w recenzji. Czytelników Alfreda Siateckiego z pewnością nie muszę namawiać na lekturę najnowszej powieści. Innych miłośników kryminałów zachęcam, być może ta książka przypadnie Wam do gustu.
Powieść wydaje się interesująca, jednak nie wiem, czy sama bym się w niej nie pogubiła. Gdy w książce występuje zbyt dużo bohaterów,czasami wracam do poprzednich stron, żeby jeszcze raz przeczytać, kto jest kim. Muszę przemyśleć, czy chce poznać tę książkę. Aczkolwiek wolałabym poznać serię od początku.
OdpowiedzUsuńA ja lubię kumulację bohaterów, często dzięki ich liczebności scenariusz zdarzeń zyskuje na realności. :)
UsuńKsiążka w sam raz na wieczorne listopadowe czytanki :-D
OdpowiedzUsuńJakoś kryminały to nie jest gatunek po który sięgam za to recenzja bardzo fajnie napisana.
OdpowiedzUsuńZgadzam sie z Justyną, ja wole obejrzeć kryminał niż czytać
UsuńA ja odwrotnie, lubię aktywnie uczestniczyć wyobraźnią niż odtwarzać wyobraźnię innych. :)
UsuńNie słyszałam o tym wcześniej, zapamiętam sobie autora :)
OdpowiedzUsuńJeśli strona językowa jest dobra, opisy barwne a nie brutalne, to ja chętnie zajrzę do tego kryminału.
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze nic tego autora, jednak na początek wybrałabym pierwszy tom.
OdpowiedzUsuńO, nie znam tego autora. W sam raz na długi jesienny wieczór :)
OdpowiedzUsuńJeśli zajrzę to do pierwszego tomu. ;) Nie będę ukrywać, że kusi mnie brak brutalnych opisów, mam ich ostatnio dosyć w literaturze...
OdpowiedzUsuńChodzi ze mną ta książka, więc wszystko wskazuje na to, że ulegnę pokusie.
OdpowiedzUsuńJuż wcześniej zwróciłam na tytuł uwagę, chętnie do niego zajrzę. :)
OdpowiedzUsuńCiekawa fabuła powieści, w sam raz na jesienne długie wieczory. Monika Flok
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam. Ciekawa fabuła. Ostatnio coraz częściej sięgam po kryminały.
OdpowiedzUsuńUwielbiam kryminały, szkoda, że czasu brak n ich czytanie.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię kryminały, ale nie wiem, czy umiałabym się odnaleźć, zaczynając od czwartego tomu, muszę cofnąć się do początku.
OdpowiedzUsuńnie lubię kiedy akcja przyśpiesza dopiero na sam koniec, zdążę się znudzić trzy razy i często rezygnuję z takiej powieści
OdpowiedzUsuńZapowiada się interesująco, to dokładnie mój klimat książek ;)
OdpowiedzUsuńPo kryminały sięgam raczej rzadko, jakoś nie potrafię do końca się do nich przekonać.
OdpowiedzUsuńOficynka wydaje dobre, ale często niszowe książki.
OdpowiedzUsuńJa się już boję samego tytułu...
OdpowiedzUsuń