Jarek Minc, nieziemsko przystojny motocyklista, z zawodu lekarz chirurg, a z zamiłowania malarz, od czterech lat ucieka przed demonami przeszłości. Prowadzi raczej koczowniczy tryb życia, przemieszczając się z miejsca na miejsce, biorąc drobne zlecenia na wykonanie obrazów. Pewnego razu w małym miasteczku na trasie z Wrocławia do Wałbrzycha staje się świadkiem pewnego zdarzenia na drodze. Na szczęście incydent nie jest tak niebezpieczny jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Drobna medyczna pomoc udzielona chłopcu, który niemal wpadł pod koła samochodu wicedyrektorki miejscowej szkoły, zaowocowała nowym zleceniem. Tym razem, na prośbę kobiety, Jarek ma przeprowadzić w szkole cykl warsztatów medycznych. Postanawia więc poszukać noclegu w okolicy i tak trafia do domu nauczycielki języka polskiego we wspomnianej szkole, Moniki Rudzkiej i jej matki, które wynajmują pokoje turystom. Jak wkrótce się okazuje, Jarek trafia tam nie tak całkiem przypadkowo. Czy Minc zagrzeje miejsce u Rudzkich nieco dłużej? Czy zwykła koleżeńska znajomość z Moniką przerodzi się w coś więcej? Czy mężczyzna w końcu pogodzi się z przeszłością?
„Łatwopalni” to powieść, z którą uporałam się błyskawicznie. Nie jest to książka wysokiego lotu, raczej przeciętny romans z fabułą opartą na oklepanych w literaturze schematach. Mimo wszystko wciąga i budzi ciekawość czytelnika. Sporo tutaj jednak absurdu i zbiegów okoliczności. Chociażby to, że Jarek ucieka przed swoją przeszłością, ale wciąż krąży w obrębie województwa Dolnośląskiego. Sami przyznajcie, że ta ucieczka nie może być udana.
Liczyłam na historię z przytupem. Motocyklista, który niechętnie rozmawia o swojej przeszłości, który ma jakąś mroczną tajemnicę, niewątpliwie coś ukrywa, pewnie ma coś za uszami, może jest ścigany przez Policję – tyle myśli kłębiło mi się w głowie na ten temat. Okazało się, że jak zwykle się przeliczyłam. Jarek jest tu raczej ofiarą, a nie sprawcą.
Monika też nie jest bohaterką, która wyróżniałaby się na tle innych postaci tej powieści. Porzucona przez partnera prawię dekadę temu trzydziestolatka, która nie potrafi pozbierać się przez tyle czasu po rozstaniu. Z drugiej strony nie chce ponownie wiązać się z byłym chłopakiem, który od dawna wyraża chęć powrotu do niej. Może i trochę się jej przez to narzuca, ale kobieta wydaje się na tym punkcie mocno przewrażliwiona. Demonizuje Grześka, robi z niego prześladowcę. Tak naprawdę Monika sama nie wie, czego chce. Chyba powinna w końcu schować swoją urażoną dumę do kieszeni. Monika, ach, Monika, ostatecznie uwikłana w miłosny trójkąt, nadal nie wie, którego z nich chce: Jarka – świeżynkę, który nadal woli uciekać przed przeszłością, czy Grześka – trochę już przechodzonego, ale kochającego ją na zabój.
Autorka zaserwowała czytelnikowi typowy cliffhanger, więc żeby dowiedzieć się, jak potoczyły się losy bohaterów, trzeba koniecznie sięgnąć po drugi tom powieści, który na szczęście mam i biorę się za jego lekturę zaraz po zakończeniu pisania tej recenzji. Ciekawa jestem, co wydarzy się dalej i mam nadzieję, że kolejna część napisana jest choć trochę lepiej niż poprzednia. Chociaż nie wiem, czy jeszcze bardziej da się namieszać w życiu naszych bohaterów.
Agnieszka Lingas-Łoniewska pisze prostym językiem. Przereklamowaną nieco fabułę z pewnością rekompensuje szeroki wachlarz emocji. Sama chyba ze dwa razy wzruszyłam się podczas tej lektury. Dilerka Emocji? Może to i trafne określenie autorki. To moje pierwsze spotkanie z jej twórczością, czytałam opinie innych recenzentów, z których wynika, że Agnieszka Lingas-Łoniewska ma na swoim koncie znacznie lepsze książki, więc może dopiero po lekturze następnej części będę mogła w pełni ocenić jej warsztat pisarski.
Jest też coś, o czym nie mogę tutaj nie napisać. Każdy rozdział poprzedza tytuł piosenki i jej wykonawca, więc może słuchanie poszczególnych utworów, wskazanych przez autorkę, sprzyja czytaniu tej książki. Nie wiem, nie próbowałam, choć są to nawet moje muzyczne klimaty. Na pewno nie bez powodu wśród tych piosenek znalazła się Maryla Rodowicz i „Łatwopalni”. Nie trudno się domyślić, komu i czemu powieść zawdzięcza swój tytuł.
„Łatwopalni” to niezobowiązująca powieść, która przeplata w sobie wiele gatunków takich jak powieść obyczajowa, erotyczna i romans. Nie jest to niestety lektura, która zaskakuje oryginalną fabułą, ale z pewnością wywołuje wiele emocji, a z miłośniczek takiej literatury jest w stanie wycisnąć nawet łzy. Książka w sam raz na leniwy wieczór. Na mnie czeka już kolejna część i jestem jej bardzo ciekawa.
Trochę to wszystko miałkie i banalne, ale jako niezobowiązujące wakacyjne czytadło pewnie by się sprawdziło :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, jako letnie czytadło pewnie przejdzie. Tylko lato się kończy.
UsuńCzytałam pierwszą część tej serii w starym wydaniu, ale muszę ją sobie odświeżyć i przeczytać kolejne jej części. 😊
OdpowiedzUsuńCzytałam pierwszą wersję. Ach! Co to za historia!
OdpowiedzUsuńCzytałam sporo książek tej autorki, dwa tomy w starszym wydaniu tej też.
OdpowiedzUsuńZnam tą całą serię. Czytałam także ten tom i bardziej mi się podobała.
OdpowiedzUsuńNie dla mnie takie klimaty czytelnicze, jednak wiele osób właśnie takich książek poszukuje, a w nich emocje najważniejsze. :)
OdpowiedzUsuńCoraz częściej sięgam po książki napisane przez Panią Agnieszkę :)
OdpowiedzUsuńJak na razie przeczytałam: " Tylko raz w roku", " Randka z Hugo Bosym" i "Kolacja z Tiffanym" :)
pozdrawiam
Jeszcze nie miałam okazji poznać twórczości autorki, choć wiele o niej słyszę i czytam. Może najwyższy czas to zmienić... ale chyba nie zacznę przygody od tej powieści :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za romansmai, ale ten przystojny lekarz mnie zaciekawił
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze nic tej autorki. Ale tak sobie myślę, że dałabym szansę tej książce, żeby móc wyrazić własne zdanie o niej.
OdpowiedzUsuńTo dobry sposób na to, by od razu nie skreślać danej publikacji.
UsuńNie znam autorki i nie wiedziałam, że wydała tyle powieści i jest dosyć znana. Ale to nie przez zacofanie czytelnicze, tylko od kilku lat większość czasu spędzam za granicą. Może przeczytam w jesienne długie wieczory.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Irena-Hooltaye w podróży
Chyba miałam lepsze zdanie o autorce. A tu widzę, że nie do końca warto się z nią zapoznać.
OdpowiedzUsuńRecenzja brzmi jak gdyby to był przeciętny romansik. Na szczęście nie przepadam za takimi książkami. Czytam takie, z których mozna coś wyciągnąć, nauczyć sie, a nie tylko relaks 👍
OdpowiedzUsuńMyślę że ta powieść przypadnie mi do gustu
OdpowiedzUsuńIdealna propozycja dla osób lubiących romanse.
OdpowiedzUsuńKarma zamiast kwiatka - mega m sie podoba taka inicjatywa, jestem całym serduszkiem za. Fajnie że kocha zwierzęta i daje im dom.
OdpowiedzUsuńOo coś dla mnie :) Super recenzja. Zapewne sięgnę po nią gdy skończę czytać "Ciszę".
OdpowiedzUsuńCzytałam kiedyś tę książkę, ale powiem szczerze, że niewiele z niej pamiętam. Musiałam się wspomóc lubimyczytać,żeby zobaczyć kiedy to w ogóle było i jaką dałam ocenę
OdpowiedzUsuńNie znam tej autorki, ale jej twórczość wydaje się idealna na długie, jesienne wieczory. Podoba mi się też umiejscowienie fabuły. Bywałam w wielu miejscach w Dolnośląskim. Chętnie przeniosę się tam, za pomocą miłej lektury. Lubię gdy akcja toczy się w miejscach, które znam.
OdpowiedzUsuń