Bardzo lubię rozpoczynać recenzje
od przybliżenia Wam sylwetki autora. Niestety tym razem mam do czynienia z
niemalże anonimowym twórcą, znam tylko jego imię, nazwisko i miejsce
zamieszkania. Jacek Potok z Łodzi.
Ani wydawnictwo, ani sam autor nie zadbał o
to, by czytelnik dowiedział się o nim czegoś więcej. Oceniając książkę, biorę
pod uwagę wiek autora, jego możliwości pisarskie i dotychczasowy dorobek
literacki. Tym razem nie będzie żadnej taryfy ulgowej.
Marek i Ania podczas swojego
pobytu w Stanach Zjednoczonych, wybrali się nad malownicze jezioro Fallen Leaf
w Kalifornii. Podróż za ocean miała naprawić relacje między dwójką zakochanych,
którzy mieli za sobą dość długą rozłąkę. Młodzi ludzie zignorowali wszystkie znaki,
które ostrzegały ich przed wyprawą nad jezioro. Nawet mrożący krew w żyłach sen
Anny nie odwiódł Marka od zamiaru zobaczenia na własne oczy zbiornika wodnego. Ale
nie tylko wodę i zdumiewający krajobraz wokół niej dosięgnął swym wzrokiem
mężczyzna. Był on też świadkiem utonięcia zakapturzonej postaci. Kim był
topielec, którego Anna nie widziała i którego ciała policja nie odnalazła, choć
sumiennie przeszukała całe jezioro? I czy kolejne, trudne do wytłumaczenia
wydarzenia miały jakiś związek z nieznajomym oraz przestrogami, które przyśniły
się młodej kobiecie?
Co skłoniło mnie do wyboru tej
książki? Pewnie jej opis, a szczególnie fragment „gra-labirynt w lesie pod
Łodzią”. Uznałam, że fajnie będzie przeczytać powieść, której akcja toczy się w
mieście, w którym mieszkam od paru lat. Autor dołożył wszelkiej staranności, by
dokładnie opisać łódzkie ulice, zabytki i miejsca, które warto w Łodzi
zobaczyć. Ta książka jest mapą, której symbole zastąpione zostały słowem.
Dobrze znam lokalizacje, w których pojawiali się bohaterowie. Niestety fabuła
znacznie ucierpiała na skrupulatności autora, który zajął się zbędnymi opisami
miasta, zamiast nadać akcji powieści odpowiedniego tempa charakterystycznego
dla gatunku. Nie jest to dla mnie ani thriller, ani kryminał i naprawdę trudno
jest zaklasyfikować mi tę książkę. Jestem mocno zawiedziona tą lekturą.
Zapowiadała się całkiem nieźle, ale później zaczęłam zwyczajnie gubić się w
fabule, ponieważ Jacek Potok bardzo często odchodzi od głównego wątku i porusza
masę innych tematów, by później niespodziewanie do niego wrócić. Wiele wątków
było zupełnie niepotrzebnych. Nie znalazłam powiązania fabuły z opowieścią,
której miejscem akcji był Meksyk. Zupełnie wyrwana z kontekstu była dla mnie
również historia taksówkarza Romana. A próba rozwiązania zagadki tajemniczego
utonięcia ciągnęła się niemalże w nieskończoność, raz się pojawiała, raz
znikała, jakby pochłonął ją chaos, który po kilkudziesięciu stronach na dobre
zagościł w książce.
Powieść została napisana prostym
językiem, ale autor skacze z tematu na temat jak szalony, fabuła wydłuża się
przez to niemiłosiernie, a czytelnik po prostu się nudzi. Wiele razy miałam
ochotę odłożyć tę powieść i najchętniej więcej do niej nie wracać. Chciałam
jednak dać jej szansę i miałam nadzieję na ciekawe rozwiązanie zagadki z
początku lektury i zakończenie, które wbije mnie w fotel. Wybuchu fajerwerków
niestety nie było. Mamy za to cały wachlarz tematów, wokół których porusza się
autor: od przyjaźni, po bezdomność, na katolicyzmie kończąc. Czasem krew mnie
zalewała, gdy czytałam dialogi pełne moralizatorskiego tonu. Nadawały się one
bardziej na kościelne kazanie, niż na teksty, które mogłyby paść w rozmowie
pomiędzy dwoma najlepszymi kumplami.
Bohaterów nie polubiłam, choć Jacek
Potok włożył wiele wysiłku, by dopracować postać Marka i Tomka. Marek to zbyt
pewny siebie cwaniak, synek bogatych rodziców, który myśli, że jest królem
życia. Tomek jest nieco bardziej rozsądny, do wszystkiego co ma, doszedł ciężką
pracą. Dwa zupełnie różne charaktery. Choć mężczyźni znają się od dziecka, z
biegiem czasu ich drogi powoli zaczęły się rozchodzić, co nie umknęło uwadze
Marka, który to postanowił ratować wieloletnią przyjaźń.
„Moje Jezioro Fallen Leaf” to
powieść z trzema wątkami, które niestety się ze sobą nie łączą. Nie mam bladego
pojęcia, co autor miał na myśli, jak powinno czytać się tę książkę i gdzie
został ukryty sens. Można było stworzyć z niej zbiór trzech opowiadań, ale
niestety opisane w niej historie nie tworzą spójnej całości. Może i wydarzenia miały
układać się w metafizyczną układankę, ale chyba ktoś ukradł kilka części, które
były spoiwem łączącym te opowieści. Pierwszy raz spotykam się z taką książką. W
dodatku trudno jest mi ją zakwalifikować do jakiegoś konkretnego gatunku
literackiego, miesza się tu kryminał z thrillerem, obyczajówką, a nawet
horrorem.
Ocena: ✭✭✭✭✭✭✭✭✭✭
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu:
Szkoda,że książka okazała się tak słaba.:)
OdpowiedzUsuńAni trochę mnie nie zachęca sam opis :(
OdpowiedzUsuńA do tego tak jak mówisz skoro są trzy odrębne wątki nie ma sensu czytać.
http://weruczyta.blogspot.com/
Ogólnie jak nie cierpię uprzedzeń, tak po prostu nie tykam książek tego wydawnictwa. Bardzo nie podoba mi się ich polityka i książki są zazwyczaj... słabe.
OdpowiedzUsuńWyjątkiem jest "Pamiętnik diabła" Adriana Bednarka, których jest kawałem dobrej literatury :D
Pozdrawiam :)
Niekulturalna Kasia
Zupełnie nie znam tej książki, ale też jakoś specjalnie nie zachęciła mnie do przeczytania
OdpowiedzUsuńNiestety ta książka zupełnie nie jest dla mnie...
OdpowiedzUsuńJa myślę, że to bardzo dobrze, że nie wiadomo nic o autorze - dzięki temu rzeczywiście oceniasz książkę, jej treść, fabułę :)
OdpowiedzUsuńSama raczej jej bym nie wybrała. W dodatku widzę, że wypadła słabo, więc tym bardziej ją sobie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Dziękuję za ostrzeżenie. Książki tego wydawnictwa bywają albo naprawdę dobre, albo czasami skrajnie słabe. Tę na pewno będę omijać szerokim łukiem.
OdpowiedzUsuńJuż przynajmniej wiem czego unikać. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tym autorze. Na razie się też nie zdecyduję na jego książkę. Nie tylko dlatego, że nie polecasz, ale przez wiosnę i lato zupełnie nie mam ochoty na kryminały.
OdpowiedzUsuńChyba ją sobie odpuszczę teraz. Może kiedyś jak wpadnie mi w ręce to przeczytam, ale na chwilę obecną raczej nie. :)
OdpowiedzUsuńLubię takiego rodzaju historię, mam nadzieję, że uda mi się niebawem po nią sięgnąć. Bardzo dobra recenzja.
OdpowiedzUsuńhttp://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/05/harry-potter-podroz-przez-historie.html
Szkoda, że to taka książka o niczym... Podziękuję :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Książkowa Przystań
Nie czytałem tej książki ale chętnie ją przeczytam, żeby samemu ją ocenić. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOd początku czułam, że to nie jest książka dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńA mnie właśnie opis zachęca, jednak po Twojej opinii chyba jej nie przeczytam:( Czekam na więcej ksiązek w tym klimacie godnego polecenia!
OdpowiedzUsuńhttps://redamancyy.blogspot.com/
Coś czuję, że rzucałabym tą książką o ścianę. Nie wiem, co to wydownictwo wsobie ma, ale albo wydaje wręcz genialne pozycje, albo właśnie takie cuś :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam:
Biblioteka Feniksa
Może właśnie dlatego autor nie pozwolił czytelnikowi na głębsze go poznanie - bał się opinii czytelników i nie chciał sobie nimi zawracać głowy? Szkoda, że coś, co mogło być niezłą lekturą okazało się tak słabe:(
OdpowiedzUsuńakurat ta ksiązka jest dla mnie za ciężka :)
OdpowiedzUsuńZapraszam http://ispossiblee.blogspot.com/2018/04/z-motywem-kwiatow.html
Zdecydowanie po nią nie sięgnę, z pewnością bym się z nią nie polubiła ;)
OdpowiedzUsuńRaczej unikam teraz tego typu książek.
OdpowiedzUsuńCzuję się zachęcony. Bardzo ciekawa recenzja!
OdpowiedzUsuńChyba faktycznie nie ma po co sięgać
OdpowiedzUsuń