Sylwia Chlebowska jest autorką książki „Zaślepiona blaskiem Paryża”, w której dzieli się z czytelnikami swoją mrożącą krew w żyłach historią. Pierwszy raz nie przeszkadza mi brak notki o autorce, rozumiem powody, dla których mogła ona nie zostać zamieszona i jak najbardziej szanuję taką decyzję.
Podejrzewam też, że Sylwia Chlebowska jest to pseudonim, którego użyła autorka, by zachować pełną anonimowość ze względu na treści zawarte w książce.Sylwia jako młoda kobieta pojechała z przyjaciółkami na krótką wycieczkę do Paryża. Nie miała pojęcia, że zwiąże z tym miastem swoje życie na dłużej. Podczas pobytu poznała mężczyznę, Polaka, który szybko zawładnął jej sercem. To dla niego przeprowadziła się do Francji. Życie kobiety miało być idealne, znalazła pracę, wzięła ślub, urodziła dziecko, miała wszystko to, o czym jej koleżanki mogły tylko pomarzyć. Wszystko to jednak prysło jak bańka mydlana, gdy pewnego razu mąż uderzył Sylwię. Mimo że kobieta zgłosiła pobicie na najbliższym komisariacie, francuska policja niewiele w tej sprawie zrobiła. Mężczyzna wszystkiego się wyparł i czując się całkowicie bezkarny, regularnie bił żonę, która mu na to pozwalała. Co ostatecznie przelało czarę goryczy i skłoniło Sylwię do podjęcia radykalnych kroków, by uwolnić się od męża sadysty?
Cała książka pełna jest przemocy i poniżania. Katem jest mąż, a ofiarą żona i dzieci, na oczach których rozgrywają się te dantejskie sceny. Kim jestem, by oceniać postępowanie Sylwii? Przede wszystkim kobietą i uważam, że to wystarczający argument, który daje mi prawo do osądu. Rozumiem, że jest wiele powodów, dla których kobiety doświadczające przemocy domowej nie reagują w porę. Jednak kiedy Sylwia przyznaje wprost, że nie odejdzie od męża, nie wróci do Polski, bo wstydzi się skonfrontować ze swoją rodziną i bliskimi w ojczyźnie, bo boi się wrócić do nich z podkulonym ogonem, ponieważ jej idealne życie za granicą okazało się tylko iluzją, w związku z czym stanie się obiektem kpiny, to wybaczcie mi, ale jedyne co ciśnie mi się na usta to: durna kobieto, masz za swoje. Jeżeli jakiś mężczyzna śmiał podnieść na Ciebie rękę, nie łudź się, że to był jednorazowy wybryk. On nie zawaha się uderzyć Cię ponownie. Jedyne, co powinnaś zrobić, to czym prędzej odejść i oddać go w ręce wymiaru sprawiedliwości. Sylwia, zaślepiona Mr K, a nie Paryżem, wolała dalej tkwić w tym toksycznym związku, który nazywała „małżeństwem”. Sama już nie wiem, na czym jej zależało bardziej, na tym paryskim dobrobycie okraszonym od czasu do czasu policzkiem lub kopniakiem, czy na wolności i bezpieczeństwie swoim i dzieci, które wiązałoby się z powrotem do ojczyzny i przyznaniem się przed bliskimi do porażki. Myślę, że nikt nie rozpatrywałby takiej decyzji w kategorii porażki, to wielka odwaga przeciwstawić się swojemu oprawcy. Czytając opinie o książce, zauważyłam, że wiele kobiet stoi po stronie Sylwii. Ja również, ponieważ to, co przeżyła nigdy nie powinno się zdarzyć. Jednak nie zapominajmy o tym, że było wiele szans, by przerwać ten terroryzm.
I właśnie tutaj chcę zaznaczyć pewne sprzeczności, z którymi zetknęłam się w książce „Zaślepiona blaskiem Paryża”. Kilka tygodni po pobiciu, po którym Sylwia trafiła na tydzień do szpitala, postanowiła ponownie zgłosić przemoc domową policji. Wtedy służby zajęły się sprawą poważnie i nagle wyszło na jaw, że Mr K od lat jest poszukiwany w całej Europie listem gończym w związku z napaścią na polski sklep i dotkliwym pobiciem pracownika. Kiedy już Mr K trafił za kratki, Sylwia zrobiła wszystko, żeby go stamtąd wyciągnąć. Znalazła najlepszego adwokata, zapożyczyła się u bliskich, by mieć za co go opłacić. A kilka lat później, kiedy mąż skatował ją niemalże na śmierć, znów posłała go do więzienia i tym razem była z siebie bardzo dumna. Przecież już dawno mogła ukrócić cierpienie swoje i dzieci.
Nie potrafię zrozumieć postępowania Sylwii. Wiem, że kochała męża, próbowała znaleźć przyczynę jego zmian nastrojów, dowiedzieć się, skąd bierze się w nim ta agresja, dlaczego w jednej chwili z czułego kochanka zmienia się w potwora, który ją bije, ale naprawdę nie rozumiem, dlaczego się od niego nie odcięła, kiedy miała do tego okazję. To silne uzależnienie od Mr K nieomal przepłaciła życiem.
Domyślam się, że to debiutancka książka Sylwii Chlebowskiej. Jest napisana poprawnie, wydarzenia w niej przedstawione oddziałują na emocje czytelnika. Choć lektura ta wiele kobiet do głębi poruszyła, mnie rozdrażniła. Zastanawiam się jednak, ile w tej książce jest prawdy, a ile czystej fikcji literackiej. I ten Mr K. Brzmi trochę jak z jakiegoś słabego romansu czy powieści erotycznej. Szanuję jednak autorkę za odwagę, cieszę się, że chciała podzielić się ze światem swoją historią. Szkoda tylko, że tej odwagi zabrakło jej kilka lat wcześniej. Być może zaoszczędziłaby sobie tego całego cierpienie i zadebiutowałaby teraz jakimś romansem albo obyczajówką. Zastanawiam się też, czy nie obawia się, że ta książka wcześniej czy później wpadnie w ręce jej męża? Przecież do więzienia bardzo często trafiają przesyłki z książkami, a w celi ma się dużo czasu na obmyślanie zemsty. Miejmy nadzieję, że w tym przypadku resocjalizacja będzie w pełni skuteczna.
Zdecydowałam się przeczytać „Zaślepioną blaskiem Paryża” ze względu na to, że cała historia ma miejsce w Paryżu. Jednak samego Paryża było tu jak na lekarstwo, okazał się jedynie tłem rozgrywających się wydarzeń. Jest to przede wszystkim oparta na faktach opowieść o toksycznej miłości i przemocy domowej. Jestem bardzo rozczarowana tą książką, ale też zaskoczona postawą bohaterki. Jeszcze tylko mój malutki apel: dziewczyny, szanujmy się, walczmy o swoje, nie dajmy się zniewolić, nie jesteśmy niczyją własnością, a tego kwiatu jest pół światu.
Ja raczej nie będę czytała tej książki.
OdpowiedzUsuńNa razie nie sięgnę po nią, ale może kiedyś...
OdpowiedzUsuń